Professional Documents
Culture Documents
Po jednej stronie pola walki mamy sektor agrarny, który zrodził się wraz z kolonizacją kraju.
Jego działalność gospodarcza polega na obserwowaniu z daleka, jak mnoży się pogłowie
należących do nich stad bydła. Nieustanny, zasilany nadzwyczajną płodnością pampy
strumień eksportu mięsa zaopatruje kufry. Oligarchia ta rezyduje w Argentynie, lecz myśli o
Europie. Tam kształci swoje dzieci, stamtąd sprowadza swoje stroje, meble i idee.
Z daleka od wielkich gospodarstw rolno-hodowlanych inny sektor, ludowy, miejski, często
ciemnoskóry. Wyrastał na początku XX w. wraz z manufakturami, które tu pojawiły się
wcześniej niż gdzie indziej w regionie. Bogactwo gleby obdarzyło sektor agrarny naturalną
konkurencyjnością, natomiast opóźniony w rozwoju przemysł nie może marzyć o eksporcie.
Potrzebuje jednak dewiz, aby zaopatrywać swoje linie produkcyjne w maszyny i materiały.
Funty szterlingi i dolary mogą zatem pochodzić z jedynego sektora, który potrafi je drenować:
z rolnictwa.
Uczestniczyć we wzlocie sektora, z którego nie czerpie się żadnych zysków i w którym krząta
się hołota? W pałacach Buenos Aires, które oligarchia agrarna kazała sobie budować z
europejskich materiałów (marmur karraryjski, szkło z włoskich wysp Murano, rzeźby
francuskie…), długo pomysł taki wzbudzał uśmiech politowania – dopóki na scenę nie
wkroczył niejaki Juan Domingo Perón. Ten pułkownik piechoty został sekretarzem stanu do
1
spraw pracy i ubezpieczeń społecznych w 1943 r., a w 1946 r. prezydentem. To wtedy ruszyło
wahadło argentyńskie.
Liczba mieszkańców podwoiła się w niespełna 30 lat i wzrosła czterokrotnie w ciągu lat 50.
„Model agrarny, skoncentrowany i mało pracochłonny, nie mógł już odpowiadać na potrzeby
zatrudnienia i integracji społeczeństwa”, wyjaśnia nam historyk Mario Rapoport. „W latach
30. Argentyńczycy głodowali, a w tym czasie ich kraj był jednym z najważniejszych
eksporterów żywności na świecie”, wtóruje mu ekonomista Bruno Susani [2].
28 maja 1946 r. Perón utworzył Argentyński Instytut Promocji i Wymiany (IAPI). Miał on
zrestrukturyzować gospodarkę argentyńską i opierał się na faktycznym monopolu państwa na
handel zagraniczny. Jego zadania były szerokie. Wyjaśniają je ekonomiści José Sbattella i
Facundo Barrera. „Zadania handlowe: zakupywał u producentów zboże i zajmował się jego
eksportem. Zadania finansowe: rozdzielał fundusze na zakup dóbr kapitałowych [koniecznych
w produkcji przemysłowej]. Zadania regulacyjne w stosunku do rynku wewnętrznego:
wykupywał niesprzedane nadwyżki i ustalał ceny niektórych produktów podstawowego
koszyka spożywczego, jak również stopę zysku sektora przemysłowego.” [3]
W tym samym czasie Perón przeprowadził szeroką redystrybucję dochodów, wprowadził
zasiłek chorobowy, płatne wakacje, emerytury, ubezpieczenie przed wypadkami w pracy i
prawo głosu kobiet, rozwinął edukację, zapewnił dostęp do mieszkań… Wystarczyło kilka lat,
aby scementował do siebie nienawiść klas panujących. Ona nigdy nie wygaśnie. W 1955 r.
wojskowi przejęli władzę. Zlikwidowali IAPI i zniszczyli przemysł, winny w ich oczach tego,
że przyczynił się do rozwoju zdolnej do mobilizacji klasy robotniczej.
Od 70 lat wahadło argentyńskie oscyluje zatem między rolnictwem a przemysłem, między
oligarchią a czymś, co Perón nazywał „ludem”. 1955, 1966, 1976: w regularnych odstępach
czasu zamachy stanu przerywały bardziej czy mniej zuchwałe próby rozwoju przemysłu. Po
powrocie demokracji w 1983 r. neoliberalizm wziął na siebie zadanie polegając na wdrażaniu
harmonogramu wojskowych. Pozyskał nawet pewne środowiska peronistowskie – tak było za
prezydentury Carlosa Menema w latach 1989-1999.
„Ten kryzys nie będzie jeszcze jednym zwykłym kryzysem, lecz będzie kryzysem ostatnim”,
proklamował w 2018 r. Macri. Polityka argentyńska przypomina jednak następstwo kolejnych
tabulae rasae. W 1976 r. minister gospodarki dyktatury wojskowej José Alfredo Martínez de
Hoz stwierdził już: „To nie zwykła zmiana w rodzaju tych licznych zmian, które kraj przeżył
w ostatnich latach. Chodzi o to, aby zamknąć pewną kartę w historii politycznej, gospodarczej
i społecznej kraju, a to oznacza początek nowej ery.” [4]
Prawie 30 lat później lewicowy peronista Nestor Kirchner, prezydent w latach 2003-2007,
obiecał z kolei zerwanie z czarnym okresem, który jego zdaniem obejmował dyktaturę
wojskową i pierwsze prezydencje po powrocie do demokracji. „Kładziemy kres cyklowi,
który zaczął się w 1976 r. i zawalił się w 2001 r. wciągając nas w przepaść.” [5]
Daniel Pelegrina demonstruje nam jednak, że ufa w przyszłość. Przewodniczy
Argentyńskiemu Towarzystwu Wiejskiemu (SRA) i przyjmuje nas w biurze swojej
organizacji, która jest związkiem pracodawców – właścicieli wielkich gospodarstw rolnych.
Między nowoczesnymi budynkami przy ulicy dla pieszych w śródmieściu Buenos Aires
budynek ten zdumiewa swoim wyglądem: fasada z kamienia ciosanego, szerokie okna
ozdobione kwiatowymi motywami, karnisze na oknach balkonowych. Ogromne drzwi
wejściowe prowadzą do przedsionka z kolumnami, przez który przechodzi się do recepcji.
2
Wzrok przyciągają wtedy schody, które, jak się wydaje, pomyślano tak, aby można było
gościć olbrzymów. Wchodząc po tych schodach wzrok trafia w końcu, gdzieś ze 20 m wyżej,
na sufit z kolorowymi witrażami. Skąpane w świetle brązowe popiersie obok schodów to José
Martínez de Hoz, założyciel towarzystwa w 1866 r. i dziad ministra gospodarki w czasach
dyktatury wojskowej zaprowadzonej w 1976 r.
„Znów patrzymy ufnie w przyszłość”, ogłosił Pelegrina w swoim płomiennym przemówieniu
inaugurującym 28 lipca 2018 r. 39. wystawę rolniczą, a następnie urządził owację
prezydentowi. Macri zniósł przecież podatek eksportowy, wprowadzony w 2002 r., po
katastrofie gospodarczej, przez efemerycznego prezydenta Eduardo Duhalde. Wymyślony w
1950 r. mechanizm zwany „retencjami” miał dwa cele: zachęcić sektor agrarny, aby
przyczyniał się do finansowania państwa, oraz zmniejszyć koszt koszyka konsumpcyjnego
gospodarstw domowych. Kraj ten bowiem eksportuje te same produkty, które spożywa.
Rolnik spekulantem
3
PKB w 2017 r. [6] Krwotok ten, napędzany niepokojem ciułaczy, pogłębia niepokój
pobudzając inflację.
W obliczu tego błędnego koła Cristina Fernández de Kirchner, prezydentka w latach 2007-
2015, usiłowała zatrzymać dolary w kraju wprowadzając w 2011 r. kontrolę kursów walut.
Macri przyjął inną strategię: wynagrodził inwestycje spekulacyjne stratosferycznymi stopami
procentowymi. W październiku 2018 r. osiągnęły one prawie 70%. To znakomita okazja do
zainstalowania osławionego efektu kuli śnieżnej, który sprawia, że wczorajsze pożyczki
trzeba spłacać innymi, jeszcze kosztowniejszymi pożyczkami. Tymczasem dług to jeden ze
zworników strategii Macriego: w Argentynie rezygnacja z opodatkowania sektora agrarnego
pozostawia niewiele możliwości wyjścia z sytuacji.
Początkowo prezydent-przedsiębiorca mógł liczyć na życzliwość rynków finansowych,
zachwyconych powrotem tego kraju latynoamerykańskiego na ich gościnne łono, toteż sobie
nie odmawiał. „Po wyborze Macriego rząd [argentyński] więcej ponapożyczał niż jakikolwiek
inny kraj wschodzący”, skonstatowano 19 października 2017 r. w Financial Times. „Na sumę
około 100 mld dolarów w ciągu dwóch lat”, precyzuje nam Axel Kicillof, były minister
gospodarki prezydentki Fernández de Kirchner. Dług, który w 2015 r. wynosił 50% PKB, w
ciągu jednego tylko 2018 r. wzrósł o 20 punktów procentowych i obecnie przekracza 75%.
„Program tego rządu pochodzi w prostej linii ze skrzynki narzędziowej lat 90.”, kontynuuje
Kicillof. „W tamtym czasie globalizacja finansowa stawiała kapitały finansowe do dyspozycji
krajów peryferyjnych. To się zmieniło.” Od 2015 r. System Rezerwy Federalnej Stanów
Zjednoczonych dokonał ośmiu podwyżek swoich stóp referencyjnych.
Wkrótce szybkie pęcznienie należności kraju zaalarmowało nawet najbardziej
awanturniczych spekulantów. Rząd postanowił wówczas zaapelować do MFW o udzielenie
Argentynie największej „pomocy” w dziejach tej instytucji: 57 mld dolarów. Grecy mogliby
opowiedzieć ciąg dalszy, tym bardziej, że w doświadczeniu argentyńskim z końca lat 90. sami
widzieli koszmar, który ich czekał. „Jeśli tnie się budżety państwa i podnosi się stopy
procentowe, dusi się gospodarkę”, podsumowuje Kicillof. „Nic dziwnego, że wzrosło
bezrobocie i eksplodowało ubóstwo, podobnie jak inflacja i dług…”
Liberałowie leczą skutki planów oszczędnościowych dodatkowa dawką planów
oszczędnościowych. 23 października 2018 r. w bliskim sfer władzy dzienniku Clarín opisano
cięcia budżetowe Macriego jako „doprawdy bezprecedensowe”. Zniesienie (czy
zmniejszenie) dotacji dla transportu i energii spowodowało nagły wzrost kosztów utrzymania.
„Niektórym emerytom opłata za gaz pożera teraz nawet połowę emerytury”, informuje
Sbattella. Od września 2017 do września 2018 r. produkcja przemysłowa zmalała o 11,5%.
Przykręcanie śruby sprawia, że już i tak mroczny obraz staje się jeszcze mroczniejszy: sama
tylko podjęta 17 grudnia 2015 r., tydzień po objęciu urzędu przez Macriego, decyzja o
uwolnieniu kursu peso na rynkach spowodowała w ciągu jednego dnia spadek o około 40% w
stosunku do dolara. Skutek był taki, że w ciągu jednego roku stopa ubóstwa wzrosła z 29 do
33%, zaś wpływy eksporterów produktów rolnych w ciągu 24 godzin – o 40% [7].
W październiku 2018 r. niektórzy posłowie zaczęli zastanawiać się, czy nie należy poprosić
właścicieli ziemskich, aby uiszczali podatek majątkowy, z którego są zwolnieni. Pomysłu nie
zaakceptowano. MFW zażądał przywrócenia podatku eksportowego („retencji”), więc Macri
postarał się, aby był on „rozsądny”: 4 peso od 1 dolara, niezależnie od ewolucji kursu
„zielonych”. „Trzeba, aby każdy wykonał wysiłek”, komentuje Pelegrina.
4
W przeddzień naszego spotkania w SRA rozmaite organizacje społeczne i związkowe
zorganizowały demonstrację przeciwko polityce rządowej. Demonstrację stłumiła policja.
Odkąd Macri zasiadł w fotelu prezydenckim, policja ma znów prawo używać pałek i kul
kauczukowych. Kiedy wspominamy o tym wydarzeniu, wydaje się, że Pelegrina, podobnie
jak większość mediów, zauważył jedynie to, że garstka zamaskowanych demonstrantów
rzucała kamieniami. To nie żadna demonstracja, stwierdza stanowczo Pelegrina, lecz „akty
przemocy zinstrumentalizowane przez aktywistów w celu destabilizacji państwa w
perspektywie anarchistycznej”. „Czy podobnie jak demonstracje w 2008 r.?”
Wtedy producenci rolni również wyszli na ulicę, lecz aby zaprotestować przeciwko podwyżce
„retencji”. Notowania surowców rolnych szybowały. Czy jedynymi beneficjentami mieli być
rolnicy? Tak nie uważał rząd Fernández de Kirchner. SRA i jego sprzymierzeńcy blokowali
więc kraj przez 129 dni, utrudniając zaopatrzenie ośrodków miejskich. Epizod ten był
naznaczony licznymi aktami przemocy, zwłaszcza gdy grupy skrajnie prawicowe postanowiły
wesprzeć demonstrantów.
Pelegrina najpierw nie rozumie naszego pytania. Następnie się czerwieni. „Ależ jedno z
drugim nie ma nic wspólnego! W naszym przypadku protesty przypominały protesty rolników
francuskich defilujących z kombajnami na Polach Elizejskich!” Trudno nam przypomnieć
sobie takie demonstracje paryskie, lecz pośród sztukaterii tego olbrzymiego biura w budynku
„o inspiracji francuskiej”, jak go się dumnie prezentuje, słowa „pana przewodniczącego”
przede wszystkim odzwierciedlają szeroko podzielane w wyższych sferach argentyńskich
przekonanie, że bycie podobnym do Europejczyków to gwarancja pozostawania po stronie
cywilizacji. Przywilej ten jest niedostępny dla cabecitas negras, czarnych główek z ulicy.
Tymczasem czarne główki są tym mniej skłonne akceptować model ekonomiczny, w którym
gustują właściciele ziemscy, że od czasów Perona dysponują w swojej obronie poważnym
atutem: związkami zawodowymi. „Za czasów Perona bohaterem społeczeństwa nie był
żołnierz czy ksiądz, lecz pracownik”, wyjaśnia Horacio Ghilini, przywódca Nurtu
Federalnego w Powszechnej Konfederacji Pracy (CGT). „Lecz uwaga: pracownik w szerokim
znaczeniu. Dla peronistów wszyscy obywatele są pracownikami: robotnicy, rzecz jasna, lecz
również emeryci, studenci czy bezrobotni, którzy są pracownikami pozbawionymi pracy.
Nawet pracodawcy są pracownikami, jeśli nie są wyzyskiwaczami. Stąd wysiłki Perona
zmierzające do tego, aby związki zawodowe wyposażyć niezależnie od państwa we władzę.
Peronizm nie jest bowiem etatyzmem.”
Organizacje pracownicze – w języku peronistów nazywane „wolnymi organizacjami
ludowymi” – zbierają składki od pracowników i pracodawców. Dzięki uzyskanym w ten
sposób sumom pieniędzy oferują swoim członkom żłobki i przedszkola, sprzęt sportowy,
domy wczasowe. Związek dozorców założył nawet gazetę – Página 12 to jedyna lewicowa
gazeta codzienna o zasięgu ogólnokrajowym. Związki zawodowe zarządzają kasami
emerytalnymi, jak również systemem ubezpieczeń społecznych rozciągniętym na rodziny
członków, urządzeniami socjalno-bytowymi. Spośród 40 mln Argentyńczyków „prawie 20
mln objętych jest związkowymi urządzeniami socjalnymi”, wyjaśnia nam z dumą
związkowiec Nestor Cantariño [8].
„Daje nam to ogromną władzę nawet wtedy, gdy państwo jest przeciwko nam”, mówi Pablo
Biro kierujący związkiem zawodowym pilotów samolotów liniowych. „Posiadamy zdolność
działania, której nie mają związki zawodowe sąsiednich krajów.” „Działania i dyscypliny”,
dodaje i wyjmuje z kieszeni smartfon. Szukając zdjęcia opowiada: „Mój związek zrzesza
pilotów, którzy zarabiają 7 tys. dolarów miesięcznie, takich, którzy pracują dla Totalu i
innych, zarabiających tylko 400 dolarów. Nieraz trudno jest uzyskać solidarność jednych z
5
drugimi. Posiadanie jednak jednolitego związku zawodowego pozwala zapewnić to, że o ile
uczestnictwo w jakiejś akcji jest sprawą wolnego wyboru, o tyle implikuje on określone
konsekwencje. W 2005 r. zadekretowaliśmy udział naszego związku w strajku powszechnym.
Wszyscy członkowie związku wzięli w nim udział z wyjątkiem 16.”
Podsuwa nam smartfon i pokazuje na nim zdjęcie z marmurową płytą wmurowaną w podłogę
u wejścia do siedziby związku. „Dokładnie przed drzwiami, nie sposób nie zauważyć”,
precyzuje. Na płycie widnieje następujący napis: „7 lipca 2005 r. związek pilotów liniowych
zadekretował całkowite przerwanie pracy na 48 godzin. (…) Dla naszych dzieci, dla dzieci
naszych dzieci i dla wszystkich przyszłych pokoleń (…) umieszczamy tu nazwiska tych,
którzy odwrócili się plecami do społeczności pilotów.” Następuje 16 nazwisk.
„Kiedy Peron wkroczył na scenę”, pisze latynoamerykanista Alain Rouquié, „suwerennością
ludową i wyborami twardo kierowali przedstawiciele panującej elity. Oni nigdy nie przestali
uważać, że – jak wyraził się minister spraw wewnętrznych Eduardo Wilde – ‘wybory
powszechne to triumf powszechnej ignorancji’” [9]. Wilde był ministrem w latach 1886-1889.
Od obywatela oligarchia wolała właściciela, natomiast Peron wolał „pracownika”, a
„postulaty pracowników często przyjmują raczej formę żądania sprawiedliwości społecznej
niż demokracji”, uważa Ghilini.
Bywa zatem tak, że boje związkowe nie podążają królewską drogą emancypacji wytyczoną
przez kanoniczne teksty „socjalizmu książkowego”. Klientelizm, autorytaryzm, wertykalizm,
oportunizm, egoizm, nieprzejrzystość, korupcja czy ledwie zawoalowane zastraszanie (jak w
przypadku związku pilotów) to powszechne wady „wolnych organizacji ludowych”. Wady te
piętnuje miejscowa lewica radykalna o często rachitycznym zapleczu społecznym; chętnie
uznają je związkowcy, z którymi się spotykamy. Zastanawiają się jednak, czy może istnieć
władza, która nie byłaby narażona na takie dryfowanie. „Peronizm to struktura służąca
zdobywaniu władzy, a nie obronie czystości ideologicznej”, reasumuje Sbattella. Działacze
wybierają zatem między czystością a skutecznością.
Skorumpowany prezydent
6
działacz peronistowskiej Partii Justycjalistycznej. „Jeden przykład: przyjaciel, z którym
działałem, dostał stanowisku w szpitalu. Kiedy trzeba tam było przeprowadzić roboty
malarskie, zaproponował mi, abym zmontował zespół i przekazał mu 10% naszego
wynagrodzenia. Tutaj tak to wygląda…”
W perspektywie wyborów prezydenckich, które odbędą się w październiku 2019 r., „władza,
wymiar sprawiedliwości i media starają się skojarzyć wszelką formę redystrybucji bogactwa z
korupcją”, stwierdza związkowiec José Luis Casares. Innymi słowy stara się o to, aby
przedstawić głosowanie na Fernández de Kirchner, z której Macri uczynił swojego głównego
adwersarza politycznego, choć na razie nie kandyduje ona na prezydentkę, jako zgodę na
malwersacje.
Do niektórych wyborców argument ten trafia, podobnie jak przekonał wielu w Brazylii.
„Mówi się, że Cristina kradła”, komentuje Hugo Damans, emeryt zmuszony do prowadzenia
regularnej działalności gospodarczej, aby związać koniec z końcem. „Być może tu i tam
zażądała od tych, co na górze, jakiejś prowizji. Tym gorzej dla nich. W każdym razie nam,
pracownikom, nic nie ukradła. Przeciwnie – nam sporo dała.”
Po stronie peronistów nastał czas rokowań. „Nie pisze się u nas programów, nie robi się
zjazdów, lecz się dyskutuje”, wyjaśnia nam z uśmiechem działacz peronistowski Mario
Dieguez. „Najpierw trzeba zakrzątnąć się, aby wygrać wybory. Następnie zdecydujemy o
programie, który zaaplikujemy.” Pespektywy będą jednak różne w zależności od tego, czy
kandydatem Partii Justycjalistycznej będzie Miguel Ángel Pichetto (spadkobierca polityczny
Carlosa Menema, neoliberalnego prezydenta peronistowskiego w latach 1989-1999), czy
Cristina Fernández de Kirchner – nie mówiąc już o tym, że możliwe jest, iż podobnie jak w
2015 r. peroniści staną do walki podzieleni. Monarchistyczna koncepcja władzy, wyznawana
przez byłą prezydentkę i jej otoczenie, często irytowała część peronistów.
„W obecnej sytuacji widzę dwa scenariusze”, wyjaśnia nam ekonomista Claudio Katz. „Albo
kryzys gospodarczy będzie trwał pod postacią przewlekłej agonii na grecką modłę, albo
zamieni się w eksplozję społeczną, jak w 2001 r.”, kiedy kraj przeżył najsurowszy kryzys
gospodarczy w swojej historii. „Niestety, nie jestem pewien, czy ten drugi scenariusz jest
najlepszy. Możliwość wyjścia z kryzysu pod przewodnictwem postępowej postaci, jak to było
w przypadku Nestora Kirchnera, zależy od okoliczności krajowych i międzynarodowych, a
nic nie wskazuje na to, że tym razem one również wystąpią. Np. w 1989 r. kryzys
doprowadził do zastąpienia rządu prawicowego innym… jeszcze bardziej prawicowym.”
Niektórzy peroniści, a zwłaszcza związkowcy peronistowscy, przyznając, że Marciego
cechuje osobliwa długowieczność – „przy takiej polityce, jaką on prowadzi, inni musieliby
już uciekać śmigłowcem!” – szykują się na „przełom”: na tyle głęboki kryzys polityczny, że
„uniemożliwi on obecnej władzy recykling w nowej postaci”. Dyskretnie – tak, aby nie
przestraszyć zbytnio rynków – tworzy się scenariusze najpilniejszych posunięć, gdyż chodzi o
to, „aby od razu usunąć przeszkody, na których zawsze się zatrzymywaliśmy”: zaprowadzając
monopol handlu zagranicznego, reglamentując energicznie sektory mediów i wymiaru
sprawiedliwości…
Polityki takiej nie będzie w Argentynie łatwiej prowadzić niż gdzie indziej. „To prawda”,
odpowiada nam jeden z rozmówców, „lecz jeśli nie uda się nam rozszerzyć demokracji poza
granice socjalliberalizmu, to za 10 czy 15 lat znajdziemy się w takiej samej jak obecnie
sytuacji.”
7
[1] J.M. Brown, „Mauricio Macri, Argentina’s New President”, Financial Times, 23 listopada
2015 r.
[2] B. Susani, Le péronisme de Perón à Kirchner. Une passion argentine, Paryż, L’Harmattan
2014.
[3] F. Barrera, J. Sbattella, „Regulación del comercio exterior y apropiación de rentas. Pasado
y presente de la medida”, w: P.I. Chena, N.E. Crovetto, D.T. Panigo (red.), Ensayos en honor
a Marcelo Diamand. Las raíces del nuevo modelo de desarrollo argentino y del pensamiento
económico nacional, Buenos Aires, Miño y Dávila 2011.
[4] Cyt. za A.G. Frank, Crisis: In the Third World, Nowy Jork, Holmes & Meier Publishers
1981.
[7] Ponieważ dochody denominuje się w dolarach, lecz wypłaca się w gotówce w peso.
[9] A. Rouquié, Le siècle de Perón. Essai sur les démocraties hégémoniques, Paryż, Seuil
2016.