You are on page 1of 12

ksiga pocaunku

I
kwiaty otwieraj si
kiedy zefir je porusza
midzy krzewami granatu
a niebem.
ono gnie si
i wystpuje pragnienie.
mam przed sob
martwe pola starannie skrconych
jaskrw,
chabrw
i stokrotek,
w ktrych pynie lepki,
czerwony pyn,
czasem pon pod moim spojrzeniem.
ale znaj mnie
tylko z widzenia,
ze syszenia,
z opowieci,
cho mj wzrok
pada na nich co raz,
pada na was.
ale
cho
jestecie kwiaty ze srebrnego papieru
wetknite w ziemi jaowej krainy,
zapragnijcie mgy,
ciszy,
i w ofierze dla mnie
przygrycie do krwi brew,
a uderz krople,
pokoni si lilie,
i zakrzyknie skryty midzy drzewami
skrzydlaty duch.
ja mieszam w waszych piersiach
rozchwiany,
roztaczony ogie
i jego un
przelewam w naczynia waszych ust.
ten,
kto mi si podda
otrzyma ciepo,
ktre stopi kady chd.
kto mi zaufa
bdzie moimi domi rozdziera serca,
mami oczy.
kto przetrzyma moj prb
bdzie cho na jaki czas
pociskiem mojego pragnienia,
i zaniesie go po drodze
blasku
i cienia.
bo ja jestem wbrew wszystkiemu na wiecie,
i dr przede mn bogowie,
a ze mn s
te trzy:
tajemnica,
nadzieja
i mio
z nich za najwiksza jest
mio.

21.57 23 XI 2012




















II
dni wywrciy nasze serca na nice,
wiato zamiao si z nich,
wiato,
tylko sabe ju odbicie ciemnoci,
jej prdko.
dni owiny si wok ciebie wiatem,
wyszyy sukni
niepewnoci i strachu,
a mnie
przybray w pancerz
by zatrzyma ar.
dniami
mijamy si w salonie
i taczymy w zasigu wzroku
w objciach ech i widm,
zbyt sami
by poczu obecno,
zbyt widoczni
by przyzna si do tsknoty,
zbyt peni samymi sob
by dopuci do gosu zaufanie.
okrgi czasu
przelewaj si
ze srebra w zoto
i na odwrt,
i toczy nas ten czas,
rozpala nasze oczy.
zbliamy si w wietle miesica,
dzie nas roztrca,
odsuwa,
zawsze na wycignicie rki,
tylko i a.
danej samym sobie obietnicy
nie dotrzymujemy nigdy,
a dom obrasta bluszczem,
w progu rosn re,
przez okno zaglda jaskcze ziele,
wyrose
pod oknem
z jaskczego snu.
a nagle
narkotyk zmierzchu
odmienia powietrze
i stajemy przed sob
w uamku chwili,
i mamy tylko tyle i a tyle
by zapomnie o nas samych,
wycign do
i dosign tej jednej rzeczy
ktra sucha Gosu,
ktra jest z prawdy.
16.24 02 XII 2012


























III
uciszaa mj oddech.
obok twojej myli uderza mnie
i sadowi si w cieniach pokoju.
twj krok by mikki,
przechyla zielone szko
wami stp,
rozgarnia wzburzone licie dywanu.
co noc
rzucaa na mnie urok
z pomazanych cyrylic wstek,
pozoconych koronek,
maku z Kosowego pola,
strachu i mciwej pamici,
twoich ulubionych kwiatw.
teraz
pokj jest pusty,
kto by
ale zamkn drzwi
i poszed
w chost wiatru i niegu,
z naszyjnikiem ez w czarnych wosach,
z rzg chwil
i miejsc.
a tu mija czas,
sikory plot zoty zachd,
kawki krzycz na noc,
a na papier
wylewaj si sowa zaklcia
ktrego gos zawinie nad poudniem
i otworz si cieki,
wygadz wzgrza
i rozplot korzenie
dla tej drogi,
co na ni
dla niej,
tylko serce pol.
nad papierem ra i tojad,
rozmaryn i czarny bez,
dni,
ktre czekay.
czas to umiech,
kosy powstaj i ciepy oddech matki wiedzie je na pnoc,
znw w alkowy olch i dbw,
pod bezpieczne
orle gniazda.
02.10 11 XII 2012
IV

przepraszam pana najmocniej
panie Cohen,
dzwoni pan ju trzeci raz w tym tygodniu
a ja zupenie nie miaem dla pana czasu.
czas wypenia mi modlitwa
do kosmyka czarnych wosw
dugich na okie,
utkanych przez aniow wyjtych spod prawa
w piwnicach z winem,
w piwnicach monastyru
w belgradzkiej dolinie.
kiedy dzwoni pan po raz pierwszy
zbieraem ciepo,
ktre zostawia na poduszce w hotelowym pokoju,
jeszcze go nie posprztali.
kiedy dzwoni pan po raz drugi
wynosiem z innego pokoju bagae kogo,
kogo krtko znaem,
i cakiem mi si zdawao,
e to bysk jej oka w lustrze,
widzi pan,
nie mogem przecie odebra wtedy telefonu.
dzie by mrony,
przynajmniej minus 10 stopni,
bez wiatru,
ale to by soneczny dzie.
jeden z tych,
kiedy niebo jest czyste
a ziemia skrzypi pod nogami,
kiedy papieros sam wpada do ust,
a drogi woaj wdrowcw
na biay szlak.
dzwoni pan trzeci raz,
panie Cohen,
a ja nie wiem co panu powiedzie,
a moe ju i tak
za duo powiedziaem?
przecie,
szlag,
pan wie jak to jest,
jak to waciwie wyglda,
cis i wilcze jagody
pijane samymi sob,
drzemice bez upywu czasu,
zasuchane we wasny gos
na oddechu powietrza.
zawsze za naszymi plecami,
poza zasigiem naszych rk,
na skaach,
pord ktrych nam droga wypada
jedynie i zawsze
w d.

panie Cohen?

tak,
zrobiem wszystko co pan kaza,


syszy mnie pan?
02.12 17 XII 2012

















jedcy
nie umiem wyrwa si z tego wieczoru.
dla nich to jest ten waciwy,
doskonay,
wymarzony,
czterej jedcy
wszyscy na wychudzonych koniach
staj w drzwiach,
mieszcz si tam
pomidzy barem
a pierwszymi stolikami.
pierwszy jedziec
piewa smutnym gosem
o nigdy nie zerwanych podwizkach,
nigdy nie szarpanych wosach,
nigdy nie stwardniaej z napicia skrze,
kolorze burzy.
drugi jedziec
recytuje erotyk
o kobietach,
ktre niczego tak nie pragn
jak doni na ich kolanach
na ich ramionach
na ich szyjach
i udach,
ktre nigdy tego nie dostan.
trzeci
nuci star melodi
o tym
jak mija czas,
jak 'by'
to 'wspomina,'
jak 'by samemu'
to 'nie by' wcale.
czwarty jedziec
nie ma oczu
uszu
i jzyka,
czwarty zostanie
kiedy pozostali rusz,
zaoy nog
na nog
w najwygodniejszym fotelu
i zwiesi lekko gow
nad skrzyowanymi rkami.
nic nie powie
niczego nie podsucha
na nikogo nie spojrzy,
ale my bdziemy wiedzie
e ksiyc wieci dzi zbyt ostro
i e po bruku niesie si tylko nasz krok,
a ta noc nie zmienia nic.
jedcy naprawd byli tu tej nocy
i trzech
to o trzech zbyt wielu.
00.44 28 II 2013























kto
mrz wyrzuci miedziane licie
z pod dachu
gdy trzasny drzwi.
tym razem
nie popyny ju po gstym powietrzu
jak migowce koami ramion,
spady mocno,
o wczorajszym ciepym wietle
jakby
zapomniay.
wczoraj by jeszcze wrzesie.
kto ci bdzie kocha
kiedy zapomnisz,
e by kto,
kto chcia najmocniej ze wszystkich?
dzie przypomni sobie o cieple
i licie odyj na chwil
objte domi promieni.
kto ogrzeje ciebie
kiedy
pjdziesz ze swoim uporem
w drog w niegu w nocy w cienkim wietle cienkich szyb?
gdzie znajdziesz spokj
jeli do snu zasypiaa przy grzmocie burzy,
a wiat
do ktrego poniosy ci zbuntowane stopy
bdzie mia dla ciebie tylko pod cisz pokornych ust?
nie udawaj
e teraz wierzysz
tym wszystkim szeptom
strachliwych ludzi,
ktrzy maj witoci
tylko dlatego,
e boj si spojrze prawdzie w oczy.
splu na mnie,
uderz mnie w twarz,
rzu we mnie butelk,
w gow,
koci ciao krew
to nic,
nic w porwnaniu do ciebie.
kto ci bdzie kocha
jeli nie docenisz obdu,
przeklestw wobec bogw i ludzi,
taca na ruinie domw,
wiate dni i nocy
w wirze moich ramion,
dwch sw.
komu na to pozwolisz.
dzie zawsze przypomina sobie
ciepo,
i wie,
gdzie naley je zabra
kiedy czas si ju skoczy.
czy ty przypomnisz sobie
w ktr stron pj?

00.44 13 VI 2013

You might also like